Julia Lindner - Monolog Kostuchy |
|
|
Dokoła gęsto ściele się trup, Umiera człowiek, bydło i drób. Stoję, jak władca, wśród stosów ciał. Nikt, jak ja, trwogi nie będzie siał. Patrzę na lewo i czuję wzrok młodej dziewczyny zastygłych zwłok. Nie patrz tak na mnie i nie wiń mnie! Nikt na me przyjście nie cieszy się. Spójrz, tuż pod tobą, u twoich stóp leży lekarza śmierdzący trup. Doktor ów, miły starszawy pan myślał, że śmierci umknąć mu dam jeżeli da mi pigułek słój, które pomogą na wygląd mój bo, tu cytuję: „ach, straszna rzecz! Toż takiej skóry nikt nie chce mieć! Okrutny rozkład, rany i brud!” A ja mu rzekłam: „daremny trud”. Idę wzdłuż rzeki i widzę łódź. Czyżby marynarz mógł jeszcze czuć? Czy to możliwe, że żyje wciąż? Och moi drodzy, dzielny ten mąż wkrótce podzieli doktora los. A mi tymczasem znów odpadł nos. Nic to! Do pracy, goni nas czas! Ha, co ja mówię! Czas goni nas? Ha ha, komiczne, wszak czas to ja! A propos czasu, trwa właśnie msza, kiedy się skończy, najpewniej ksiądz pójdzie do domu, przez trupy brnąc. I tam, jak sądzę, zastanie mnie. I myślę sobie że po co, on wie. „Witaj, mój drogi” mówię a on, że długo mu przyszło czekać na zgon. To się uśmiałam, i my: ksiądz i śmierć poszliśmy razem, w śmiertelną perć.
Julia Lindner, Grzmiąca 2017 |