Julia Lindner - Monolog Kostuchy

Strona główna

Banda Czworga

Statystyka

Programowanie

Po pracy

Kontakt

Dokoła gęsto ściele się trup,

Umiera człowiek, bydło i drób.

Stoję, jak władca, wśród stosów ciał.

Nikt, jak ja, trwogi nie będzie siał.

Patrzę na lewo i czuję wzrok

młodej dziewczyny zastygłych zwłok.

Nie patrz tak na mnie i nie wiń mnie!

Nikt na me przyjście nie cieszy się.

Spójrz, tuż pod tobą, u twoich stóp

leży lekarza śmierdzący trup.

Doktor ów, miły starszawy pan

myślał, że śmierci umknąć mu dam

jeżeli da mi pigułek słój,

które pomogą na wygląd mój

bo, tu cytuję: „ach, straszna rzecz!

Toż takiej skóry nikt nie chce mieć!

Okrutny rozkład, rany i brud!”

A ja mu rzekłam: „daremny trud”.

Idę wzdłuż rzeki i widzę łódź.

Czyżby marynarz mógł jeszcze czuć?

Czy to możliwe, że żyje wciąż?

Och moi drodzy, dzielny ten mąż

wkrótce podzieli doktora los.

A mi tymczasem znów odpadł nos.

Nic to! Do pracy, goni nas czas!

Ha, co ja mówię! Czas goni nas?

Ha ha, komiczne, wszak czas to ja!

A propos czasu, trwa właśnie msza,

kiedy się skończy, najpewniej ksiądz

pójdzie do domu, przez trupy brnąc.

I tam, jak sądzę, zastanie mnie.

I myślę sobie że po co, on wie.

„Witaj, mój drogi” mówię a on,

że długo mu przyszło czekać na zgon.

To się uśmiałam, i my: ksiądz i śmierć

poszliśmy razem, w śmiertelną perć.

Julia Lindner, Grzmiąca 2017